poniedziałek, 11 sierpnia 2014

1. Szkoła.

Emma.


Moja moc jest na wyczerpaniu. Mam dosyć. Biegnę aleją wprost do domu, czuję że zaraz zemdleję. Nasz plan musi zostać wprowadzony natychmiast. Wyrocznia i wojownik muszą się wtopić w zwykłych ludzi, natychmiast.
- Stój! Em! Emma! Stój! -Ból rozrywa moją głowę i upadam lecz zamiast chodnika uderzam w coś miękkiego, delikatnego.
- Mała, trzymaj się, dasz radę. -Słyszę znajomy zachrypnięty głos lecz nie mogę powiązać go z nikim znajomym. Pulsowanie w głowie nie ustaje. Delikatna dłoń dotyka mojego czoła i nagle wszystko znika.  Otwieram oczy, znajduję się na rękach Alabamy. 
- Plan wcielamy od jutra.. -Mówię głośno i wyraźnie, pokazując ze wszystko ze mną w porządku. Kłamię.
- Nie dasz rady. - Kate szepcze gdzieś z mojej lewej. Nie ma racji, zrobię wszystko żeby byli bezpieczni, chociażbym miała umrzeć. Właściwie co by było gdybym umarła? Nic. Diana byłaby zadowolona.
- Dam. -Odpowiadam i zaczynam się rozglądać. Idziemy ciemną alejką parku. Cienie dają am schronienie, latarnie nie działają od dawna, księżyc delikatnie przebija się przez korony drzew. Cisza jest piękna. Nie wiem nawet kiedy ale usypiam....
*

Zmuszam moje ciało do ruszenia się z miękkiego posłania. Pora zrobić to co planowałam od dawna. Idę przez pokoje moich przyjaciół. Jeszcze śpią, ich aury są spokojne, czują się bezpieczni. To dobrze. Kuchnia, duża, w odcieniach błękitu zachęca do odpoczęcia lecz nie mogę, na szybko robię sobie kawę po czym biegnę do toalety. Kubek stawiam na umywalce, zrzucam z siebie wczorajsze ubrania po czym odkręcam kurek z zimną wodą. Czuję się obudzona ostatecznie więc wyskakuję spod prysznica. Owijam się grubym ręcznikiem i zaczynam walkę z włosami. Gdy już moje fale wyglądają całkiem wyjściowo dopijam kawę i wychodzę z pomieszczenia. Kubek zostawiam na blacie po czym szybkim krokiem idę do mojej szafy. Wyciągam pierwszą lepszą koszulkę która okazuje się  zwykłą bokserką z krzyżem, do tego wybieram szare jeansy i najzwyklejsze trampki. Ze względu, że dziś jest końcówka lata, na dworze słońce grzeje potwornie, ale mam to gdzieś. Biorę mój ulubiony koci plecak oraz zakładam okulary przeciwsłoneczne. Jestem gotowa do wyjścia więc idę do drzwi wyjściowych po drodze zbierając jabłko z koszyka leżącego na szafce w przedpokoju. Jeszcze przystaję aby upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu po czym opuszczam lokum. Gdy upewniam się, że zakluczyłam drzwi, zbiegam z ostatniego piętra niewielkiej kamienicy leżącej nieopodal centrum miasta. Wsiadam w pierwszy lepszy tramwaj jadący do szkoły którą upatrzyłam sobie jakiś czas wcześniej. Po drodze wsadzam słuchawki w uszy i rozglądam się poszukując obserwatorów. I nic. Wysiadam na odpowiednim przystanku i idę do ogromnego budynku z czerwonej cegły stojącego dumnie na końcu ulicy ukrytej w cieniu ogromnych drzew. Gdy mijam ogrodzenie i widzę schody prowadzące do szkoły po plecach przechodzi mi dreszcz.. Odwracam się nerwowo ale nic nie widzę więc idę dalej. Gdy już jestem na szczycie schodów odwracam się znowu, tym razem zauważam chłopaka siedzącego na ławce pod jednym z drzew. Wyostrzam wzrok i rozpoznaję go z wczorajszego wieczoru. Chłopiec z batem... I chuj, myślę, a myślę raczej zwięźle, po czym pcham ciężkie, drewniane drzwi i wchodzę na hall. Lekkim krokiem idę w stronę sekretariatu gdzie spotykam znajomą twarz. Chłopak który wczoraj chciał sprawdzić moje dokumenty stoi przy biurku i składa jakieś papiery. Ma ciepły głos, całkiem nie pasujący do jego postury sportowca. Gdy kończy, odwraca się i nasze oczy spotykają się staje jak posąg, po czym uśmiecha się szeroko i podchodzi do mnie.
- Witaj Emmo, miło mi cię znów widzieć. -Mruczy mi do ucha delikatnie przysuwając się do mnie by objąć mnie w talii jak bliską znajomą. Odtrącam go i uśmiecham się delikatnie.
-Musiałeś mnie z kimś pomylić chłopczyku. - Odpowiadam po czym wyślizguję się spod niego. Lekkim krokiem podchodzę do biurka, w tle słyszę zamykane drzwi. Kobieta o długich, bladych palcach wyciąga ku mnie dłoń.
- To ty złotko dzwoniłaś do nas tydzień temu? Mamy wszystko, wystarczy podpisać.- Ściskam jej kościstą rękę po czym przede mną pojawia się spora kupka kartek z wyraźnym podpisem dyrektorki instytutu. Przeglądam je i czytam te najważniejsze kwestie po czym podnoszę długopis i podpisuję się na końcu, w miejscu gdzie tego wymagają. Mrugam i w momencie papiery znikają a kobieta za biurkiem wyciąga pudełko podpisane moimi inicjałami. Podaje mi je i uśmiecha się znacząco. -Rozpoczęcie roku dnia września pierwszego o godzinie dziesiątej, po rozpoczęciu stawić się u mnie wraz z przyjaciółmi po identyfikatory i plan. Wychodząc proszę zostawić uchylone drzwi. Miłego dnia.
- Miłego.. - I wychodzę pod pachą trzymając ciężkie pudełko. Opuszczam budynek i przysiadam na schodach, otwieram plecak i resztką mocy zmniejszam karton wraz z zawartością i wrzucam do plecaka. Gdy zasuwam torbę słońce przesłania mi czyjś cień. Podnoszę głowę i patrzę prosto w twarz chłopaka z batem.
- Widzę, że znasz się na prawie. - Mówi i uśmiecha się szeroko.Uśmiech mu nie pasuje. Przestaje z nogi na nogę i lekko pociąga za rękawy swojego szarego swetra. po chwili zastanowienia wyciąga ku mnie rękę.- Jestem Jessy.
- Em. - Odpowiadam ale nie dotykam go. Boję się. W jego oczach widzę smutek tak nieopisany że aż ciężko patrzeć więc odwracam wzrok i podnoszę się. - Co się stało, że dziś nie chcesz mnie zabić?
- Diana cofnęła poszukiwania, prawdopodobnie niebawem dostaniesz wiadomość z prośbą o stawienie się w wylęgarni z zapewnionym ci  bezpieczeństwem. - Mówi miękko, prawie mu wierzę. Wiatr rozwiewa moje włosy które przesłaniają mi zasięg widzenia. W momencie ktoś zachodzi mnie od tyłu i czuję chłodną stal na gardle. Jessy blednie a jego oczy wydają się gasnąć. - Dan, zostaw dziewczynę w spokoju, ma immunitet.
- Immunitet bla bla zobacz stary jakie ona ma ciało, gdyby ją tak...- Moje mięśnie tężeją, nóż zaczyna się rozgrzewać, słońce przesłaniają czarne chmury, wiatr uderza w nas falami. Nie. Nie mogę mieć ataku. Nie teraz! - Co je..
- Puść ją, szybko! - Słyszę głosy jak przez wodę. I nagle koniec. Moje siły nagle się uspokajają a ja siadam na stopniu. Czuję ciepłą ciecz spływającą mi po dłoni. Czyżby znowu krew? - Emma?
- Dajcie mi spokój! - Krzyczę po czym łapę za plecak i używam resztki energii by przenieść się pomiędzy wymiary. Kształty, kolory, spokój. Nie chcę wracać lecz świadomość, że moi przyjaciele są tam gdzieś i nieświadomi niczego śpią, sprowadza mnie na ziemię. Lecę w stronę odpowiedniego okna czasowego, moje myśli kierują obraz na moją sypialnię po czym przeskakuję przez dziurę w czasoprzestrzeni by delikatnie opaść na moje łóżko. Na dziś mam dosyć... Zamykam oczy i odpływam.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Początek.

- Nagrodą za znalezienie jej jest spora sumka stary, musimy ją znaleźć. -Mruknął Jessy przysiadając na murku na przeciwko dworca głównego. Jego długawa, czarna grzywka opadła mu na duże błękitne oczy. Podciągnął kolana pod brodę i spokojnie przyglądał się przechodnią, porównując każdą dziewczynę do zdjęcia które wysłano mu z rana.
- Ciekaw jestem co zrobiła Dianie, że ona aż wysłała za nią wszystkich obserwatorów. -Odpowiedział mu muskularny, wysoki brunet o czarnych oczach który mając gdzieś poszukiwania, odpalił papierosa. Stał na rozstawionych nogach, leniwym spojrzeniem patrząc na grupę dziewczyn którym prawdopodobnie wpadł w oko.
- Dan, spójrz w stronę wejścia ewakuacyjnego. -Powiedział Jess pomijając rozmyślania przyjaciela. Zauważył dziewczynę w przydużej kurtce wojskowej przyglądającą się im. -To ona?
- Nie wiem ale możemy wylegitymować- powiedział brunet wyciągając z kieszeni bojówek pałkę teleskopową. Pewnym krokiem ruszył w stronę dziewczyny. Jej urodę widać było nawet z tak daleka. W momencie gdy był zaledwie dwa metry od niej poczuł dziwne pulsowanie energii. Zatrzymał się nagle a w jego plecy z impetem uderzył chłopak o błękitnych oczach.
- Dajcie mi spokój, nie chcę zrobić wam krzywdy.. -Delikatny akcent dziewczyny lekko przenikał przez hardość jej głosu typową dla Strażników. Rangą była wyżej od obserwatorów i normalnie chłopcy musieli by posłuchać jej groźby ale list gończy z wyższej półki niwelował jej poziom.
- My też nie chcemy Tobie zrobić krzywdy, po prostu chodź z nami do wylęgarni. -Powiedział Jess wysuwając się przed kumpla. Patrzył prosto w jej złote oczy i wiedział, że jego słowa tylko ją rozwścieczyły. Opuścił bat zawinięty dotychczas na przedramieniu. Był gotowy na wszystko byle by zdobyć nagrodę..
- Twoje niedoczekanie. -Nagle w dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu. Zapomniał o tym, że jako strażnik jest obdarzoną. Zaklął soczyście i odwrócił się do zszokowanego Dana.
- To jeszcze nie koniec. -Wysyczał gniewnie błękitnooki, uderzając w kostkę brukową w której po uderzeniu zostało głębokie żłobienie.- Jeszcze ją dotargam pod sąd Diany.